Teoretycznie Jim doskonale rozumie znaczenie polecenia "przynieś" - w praktyce wygląda to jednak tak, że niektóre zabawki donoszone są natychmiast, inne z pewnym opóźnieniem, a pozostałe z wieeelkim trudem. Do tej pierwszej grupy należą dyski, do pozostałych - w zależności od okoliczności - piłki. Od zawsze walczę o to, by piłki, które Jim uwielbia, trafiały do mnie równie szybko, co talerze, i dopiero niedawno znalazłam - a przynajmniej tak mi się wydawało - sposób na rozwiązanie tego problemu. Kupiłam dwie identyczne zabawki i stosowaliśmy wymianę z szarpaniem. Wówczas aport nieco się poprawił, ale wciąż nie był w pełni zadowalający. Dzisiejszy dzień uświadomił mi, że "nie tędy droga" - owszem, powoli zanika problem obiegania mnie, ale mam wrażenie, że często to przynoszenie jest takie wymuszone - gdybym szczególnie go do tego nie zachęcała, to byłoby "byle jakie".
Dlatego też spróbowałam czegoś innego - bawiliśmy się dzisiaj piłkami w taki sposób, w jaki bawimy się dyskami. Strzał w dziesiątkę :D Nie było ociągania się, bo trzeba było szybko "przestawić się" z jednej piłki na drugą. Myślę, że sukces tej metody - w naszym przypadku - polega na tym, że J nie ma czasu na kombinowanie, a jednocześnie wyrabia sobie nawyk szybkiego przynoszenia piłki. Muszę przyznać, że przyjemnie jest po prostu rzucać, nie przejmując się tym, że pies może mnie wyminąć czy obiec, zanim odda zabawkę :) Sam Jim był chyba zdezorientowany faktem, że tym razem po każdym przyniesieniu nie czekają go owacje za to, że jest takim fantastycznym aporterem, tylko ma okazję pogonić drugą piłkę. Co prawda wciąż jest to praca na dwie zabawki, ale skoro w przypadku frisbee udało nam się z czasem przestawić na jeden dysk, to chyba warto spróbować.
Dlatego też spróbowałam czegoś innego - bawiliśmy się dzisiaj piłkami w taki sposób, w jaki bawimy się dyskami. Strzał w dziesiątkę :D Nie było ociągania się, bo trzeba było szybko "przestawić się" z jednej piłki na drugą. Myślę, że sukces tej metody - w naszym przypadku - polega na tym, że J nie ma czasu na kombinowanie, a jednocześnie wyrabia sobie nawyk szybkiego przynoszenia piłki. Muszę przyznać, że przyjemnie jest po prostu rzucać, nie przejmując się tym, że pies może mnie wyminąć czy obiec, zanim odda zabawkę :) Sam Jim był chyba zdezorientowany faktem, że tym razem po każdym przyniesieniu nie czekają go owacje za to, że jest takim fantastycznym aporterem, tylko ma okazję pogonić drugą piłkę. Co prawda wciąż jest to praca na dwie zabawki, ale skoro w przypadku frisbee udało nam się z czasem przestawić na jeden dysk, to chyba warto spróbować.
Poza tym nie jestem pewna, czy wybór padnie na "frisbową" konkurencję, jeśli kiedykolwiek zdecydujemy się na udział w zawodach... ;)
Pozdrawiamy i życzymy udanych wakacji :)