Na blogu pisałam już kiedyś o typach psiarzy. Notka stworzona była z przymrużeniem oka, bez wątpienia jednak wynika z niej, że psiarze są grupą, którą nie tylko zewnętrzne środowisko odbiera raczej ambiwalentnie, ale też, że my sami nie oceniamy siebie jednoznacznie. Z niesamowitą zajadłością lubimy zarzucać sobie nawzajem zerową wiedzę na temat opieki nad psami, wtykać nos w nieswoje sprawy i nadmiernie analizować życie ludzi, z którymi tak naprawdę nic nas nie łączy.
Najlepszym miejscem na rozpętanie dramy jest oczywiście Internet, gdzie można pokłócić się o to, że ktoś, zamiast kliknąć coś w stylu "Otrzymuj powiadomienia", wstawił pod postem kropkę (tak, wiem, że dotyczy to każdego tematu, nie tylko psiego). Oczywiście głupotą jest ocenianie całego środowiska przez pryzmat wirtualnej rzeczywistości i sama raczej gorzko uśmiecham się na widok posta, zwiastującego tzw. shitstorm, niż faktycznie się nią przejmuję. Odpowiedzi czytam bardziej z ciekawości, ale odpuszczam, gdy dostrzegam stale goszczące przy okazji takich "dyskusji" nazwiska - mam już pewność, że oto przybyła ekipa od zadym i nie wyciągnę z wpisu kompletnie nic. Myślę, że każdy z nas wystawia sobie opinię wypowiedziami i niezwykle szanuję osoby, które potrafią kulturalnie wyrazić swoje zdanie (a wiem, że zachowanie spokoju nie jest łatwe, gdy trzeba po raz setny powtarzać oczywistości i zwyczajnie znosić głupotę innych - "powiedział psiarz" :D).
Wszyscy zatem wiemy, że są z nami - psiarzami - problemy i - według świata zewnętrznego - postrzegamy duet "ja i mój pies" za pępek świata. Dla odmiany, chciałabym w tym momencie nieco ocieplić wizerunek. Czy to prawda, że potrafimy jedynie uprzykrzać sobie wzajemnie życie i spacery?
Wszyscy zatem wiemy, że są z nami - psiarzami - problemy i - według świata zewnętrznego - postrzegamy duet "ja i mój pies" za pępek świata. Dla odmiany, chciałabym w tym momencie nieco ocieplić wizerunek. Czy to prawda, że potrafimy jedynie uprzykrzać sobie wzajemnie życie i spacery?
Uważam, że nie. Przynajmniej z moich doświadczeń wynika, że nie jest to cecha ogółu. Może to kwestia miejsca zamieszkania, może miejsca spacerów, ja jednak częściej spotykam ludzi, którzy są naprawdę w porządku. Większość opiekunów stara się pilnować swoich towarzyszy, powiem więcej - potrafią powiedzieć "Sorry, to moja wina", a nie rzucić chamskim tekstem w moją stronę i odwrócić kota ogonem. Podczas spacerów generalnie rzadko wdaję się w dyskusję, ale jeśli już się to stanie, widzę w rozmówcach dużą sympatię nie tylko do własnego zwierzęcia, ale również do czyjegoś. Każdy, kto do mnie podchodzi (z różnych powodów), zawsze zapyta o Jima (królują pytania o rasę, a potem o to, gdzie on ma ogon ;). Chociaż wygląda on jak puchata owca, nikt nie głaszcze go bez pytania, nie pcha rąk, nie przywołuje natrętnie wbrew mojej woli. Inaczej było z Boną - zawsze zwracała uwagę, ludzie chcieli się z nią witać, dotknąć, przytulić, nawet zrobić sobie zdjęcie, ale też nie pamiętam, by kiedykolwiek było to dla mnie i dla niej szczególnie uciążliwe. Przypadków, kiedy druga osoba podchodziła w celu rozpoczęcia kłótni, również nie potrafię przywołać. Ponarzekać mogę jedynie na tych, których psy próbują do nas podbiegać (często odwołując się, ale jednak podchodząc), lecz nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś na nasz widok perfidnie spuścił ze smyczy zwierzaka, który faktycznie miał złe zamiary.
W moim mieście dostrzegam spory postęp w podejściu do wychowania czworonogów i zachowaniu ich opiekunów. W lokalnych psiarzach widzę dużą otwartość w związku z psimi tematami. Potrafią zupełnie obcej osobie opowiedzieć historię swoich zwierzaków czy autentycznie rozczulić się na wspomnienie o towarzyszu sprzed lat. Nawet ja, będąc odludkiem, który nie przepada za formą "small talk", mogę całkiem swobodnie opowiadać o mojej codzienności z czworonogami. Ba, nawet poświęcę komuś CAŁE pół godziny ;) Czuję, że łączy nas pasja, a wówczas nie mam wrażenia, że zanudzam drugą osobę kompletnie obcym jej tematem. To właśnie wydaje mi się cenne w naszej "psiarskiej" społeczności.
Mam wrażenie, że wszelka życzliwość zanika, gdy (pomijając uzasadnione reakcje, kiedy mierzymy się z chamstwem) psiarz ma okazję spotkać się z drugim psiarzem właśnie w Internecie. Można odnieść wrażenie, że tutaj nikt nikogo nie lubi. To tutaj, na rożnego rodzaju grupach, tworzą się wrogo nastawione do siebie "obozy", tutaj każdy może pisać o drugiej osobie co mu się żywnie podoba (a jako, że się niezbyt lubimy, to znajdą się sojusznicy, potwierdzający wszelkie brednie), tutaj nikt nikomu nie wybaczy pomyłki, bo zawsze ma pod ręką screena, który pogrąży oponenta, wreszcie - tu można zmieszać z błotem każdego, kto ma inne poglądy.
Uważam się za psiarza i lubię psiarzy w realu. "W realu" jest tu kluczowym określeniem. Nie przepadam za psiarzami w Internecie - za naszym czepialstwem, chęcią do robienia zadym i wykorzystywaniem każdego pretekstu do takowych. Wtrącaniem się w życie innych z "dobrymi radami", za którymi często stoi chamstwo, a nie chęć pomocy. Sprzedawaniem szerokiemu gronu ciekawostek z życia osoby, z którą dziś prowadzi się wojnę, ale niegdyś trzymało się sztamę i przyklaskiwało jej poczynaniom. Przykrym jest, że na żywo, przy okazji wystaw czy imprez sportowych, potrafimy obojętnie się mijać bądź silić na życzliwości, udawać, że wszystko jest w porządku, by dopiero w Internecie rozpoczynać pyskówki.
A Wy jakie macie zdanie na temat środowiska? Czujecie się jego częścią, czy raczej stronicie od towarzystwa psiarzy?