Jak postanowiłam, tak robię, czyli od nowego roku poświęcamy więcej czasu na ćwiczenie komend mniej lub bardziej praktycznych. Wspominałam kiedyś, że Jimmy bardzo często "posługuje się" łapami i z dużym entuzjazmem podchodzi do zadań, które wymagają ich zaangażowania. Postanowiłam to wykorzystać i do repertuaru jimowych sztuczek dorzucić przytulanie. Myślałam, że dzięki skłonnościom nie zajmie nam to szczególnie dużo czasu, ale okazało się, że nauczenie czegoś takiego wcale nie jest łatwe. Kiedy przychodziło do przytulania przedmiotów, które dawały oparcie, wychodziło super, bo łapy Jimmsona są niczym haczyki, ale utrzymanie się w pionie, przykładowo z maskotką, sprawiało spore problemy. Jakieś początki miały miejsce już parę miesięcy temu, ale dosyć szybko się poddałam, bo nie wiedziałam jak się za to zabrać - ciężko było ocenić, czy łatwiejsze będzie podejmowanie przedmiotu z podłogi i obejmowanie go, czy raczej przekazywanie go w psie łapki, kiedy ten wykonuje tzw. "wiewióra". Dopiero niedawno zauważyłam, że najładniej wychodzi wtedy, kiedy podaję przedmiot do pyska od góry, nieco gorzej, kiedy Jim sam podnosi zabawkę, najgorzej, kiedy próbuję podrzucić ją przy "wiewiórze".
Z każdym treningiem sztuczka prezentuje się lepiej, a kiedy Jimowi uda się objąć zabawkę i złapać równowagę, to wygląda to całkiem pociesznie :D Nie zależy mi szczególnie na tym, żeby było perfekcyjnie, ale każdy jego sukces bardzo mnie cieszy, uwielbiam ten entuzjazm, kiedy J wie, że coś mu wychodzi. Poza tym, to chyba jedna z tych sztuczek, które naprawdę się mu spodobały, szczególnie, że przy okazji może poszarpać pluszaka.
Z każdym treningiem sztuczka prezentuje się lepiej, a kiedy Jimowi uda się objąć zabawkę i złapać równowagę, to wygląda to całkiem pociesznie :D Nie zależy mi szczególnie na tym, żeby było perfekcyjnie, ale każdy jego sukces bardzo mnie cieszy, uwielbiam ten entuzjazm, kiedy J wie, że coś mu wychodzi. Poza tym, to chyba jedna z tych sztuczek, które naprawdę się mu spodobały, szczególnie, że przy okazji może poszarpać pluszaka.
Ponadto, zostaliśmy nominowani do Liebster Blog Award. Nie jestem szczególnie aktywna blogowo pod tym względem, ale pytania są fajne i miło, że ktoś o nas pomyślał :D Nie zdecyduję się na nominowanie nowych osób - niektórzy mieli już po parę nominacji... także, no.
1. Czym są dla ciebie psy, wiążesz z nimi przyszłość?
Psami interesuje się odkąd sięgam pamięcią i na ten moment ta pasja ani trochę nie zmalała. Po prostu nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie mieć czworonoga. Obcowanie z nimi daje mi duuużo radości i uwielbiam z nimi pracować, szczególnie, kiedy widzę, że pies też ma z tego frajdę. Uważam, że są przede wszystkim świetnymi nauczycielami i towarzyszami. Chciałabym wiązać z tym przyszłość, ale raczej w formie hobby - na ten moment nie planuję podjęcia zawodu, który się z psami łączy, ale... kto wie?
2. Twój obecny pies był świadomym wyborem, jeśli tak to dlaczego akurat ta rasa/ten konkretny pies?
Bona była wyborem świadomym, psem planowanym, przemyślanym - miała być taka, jaka jest :) Jeśli chodzi o mnie, to Haszczaki nie są raczej "moją rasą", ale ja nie miałam w tym momencie zbyt dużo do gadania.
Co do Jimma - chciałam mieć swojego własnego psa, z którym mogłabym (głównie amatorsko) coś poćwiczyć, a przede wszystkim wychować po swojemu. Czemu akurat on? Hmm, po prostu kiedy tylko go zobaczyłam, pomyślałam, że to właśnie ten. Przed przygarnięciem go kontaktowałam się w sprawie paru innych psów, ale zawsze coś było nie tak - najwyraźniej wszystko zmówiło się, żebym nie zaopatrzyła się w czworonoga przed pojawieniem się ogłoszenia z małym Jimorem. Wybór więc z jednej strony świadomy, z drugiej nie miałam pojęcia czego się mogę spodziewać i jaki będzie, bo też nie wiedziałam o szczeniaczku zbyt dużo.
3. Plany na 2015 rok?
Chciałabym wyjechać gdzieś z futrami, na przykład w góry.
4. Do czego dążysz w pracy z psem, jakie wyznaczasz sobie cele?
Dążę przede wszystkim do tego, by był mniej kłopotliwy na spacerach oraz by na zewnątrz był równie skupiony na mnie i chętny do współpracy, co w miejscu, w którym czuje się bezpiecznie - z tym mamy duże problemy.
5. Co najbardziej cenisz u swojego czterołapnego przyjaciela?
Chyba to, że zawsze chce być przy mnie i gdyby mógł, wszędzie by mi towarzyszył. Dla mnie (na moje potrzeby) jest też całkiem fajnym psem do różnego rodzaju ćwiczeń i aktywności, chyba nie spodziewałam się, że takowy mi się trafi.
6. Pozwalasz psu spać w łóżku, dlaczego?
Zgaduję, że dlatego, że zbyt często musiałabym prosić go o zejście :D
7. Ile psów to odpowiednia liczba?
Na tę chwilę dwa mi odpowiadają.
8. Masz inne pasje oprócz psów?
Owszem, aczkolwiek ta jest chyba największą z nich.
9. Jakie psie sporty Cię interesują, jakie ćwiczysz?
Bardzo lubię frisbee i właśnie to głównie ćwiczymy. Podoba mi się także obedience, gdybym mogła, z pewnością robiłabym coś więcej w tym kierunku.
10. Twoje i twojego psa ulubione akcesoria, zabawki?
Frisbiaczki! On pewnie powiedziałby, że kocha też swoją bezkształtną, przedziurawioną, gumową piłkę i piłeczki hoko funny.
11. Kogo cenisz, podziwiasz w psim świecie?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo z większością osób, o których teraz pomyślałam, spotkałam się jedynie w internecie (najczęściej na forach lub filmach), więc nie pokuszę się o wymienianie
*
Czas na jakieś podsumowanie, do którego zabieram się chyba po raz pierwszy, odkąd mam tego bloga. Ten rok upłynął bardzo szybko, a działo się baaaardzo dużo.
Pod wieloma względami nie był to "psi rok". Zawsze z zainteresowaniem przyglądam się temu, co dzieje się w psim światku - śledzę blogi, fora, czytam o różnego rodzaju wydarzeniach, co pozwala mi choć trochę być na czasie. Sama nigdy nie brałam w tym czynnego udziału, jednak pamiętam lata 2009-2011 czy nawet rok 2012, kiedy udało mi się pojawić to tu, to tam, regularnie z kimś spacerować czy wpaść na jakieś większe spotkanie. W tym roku prawie nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Wystarczy wspomnieć, że nawet treningów Frisbee było tak mało, że mogłabym policzyć je na palcach obu rąk. W porównaniu z poprzednimi latami, to (z mojego punktu widzenia) wręcz zaskakujące, bo oboje bardzo lubimy ten rodzaj aktywności. No więc, co się stało? Sama nie wiem. Może wynika to z zmian, jakie zaszły w moim życiu, kiedy to trzeba było odstawić takie sprawy na dalszy plan, a pomyśleć trochę nad sobą i swoim życiem i podjąć znaczące decyzje.
Oczywiście, ciężko mi wyobrazić sobie codzienność bez psów. Mogę mieć mnóstwo innych zainteresowań i zajęć, ale niemal każdą decyzję, jaką podejmuję, rozpatruję pod kątem moich zwierząt - staram się znaleźć dla nich miejsce i czas.
W tym roku jedyny większy, bo tygodniowy, wakacyjny wyjazd spędziłam sama. Nie obyło się bez wyrzutów sumienia, bo jak ich nie mieć, jeśli przebywa się w TAKIM czy TAKIM otoczeniu i nie zabierze się ze sobą psów, ani zmartwień o stan szczurów po moim powrocie (niestety dokarmiania ich nie da się zwalczyć) czy też obawy o Jimma, chodzącego za mną i ze mną wszędzie (niezależnie od tego, czy poświęcam mu uwagę), ale pojechałam i trochę od wszystkiego odpoczęłam. Zatęskniłam, przemyślałam, wróciłam z nowym zapałem, bo mimo "świętego spokoju", to jakoś tak nudno, kiedy nikt nie podnosi ciśnienia i wszyscy są grzeczni :>
W tym roku jedyny większy, bo tygodniowy, wakacyjny wyjazd spędziłam sama. Nie obyło się bez wyrzutów sumienia, bo jak ich nie mieć, jeśli przebywa się w TAKIM czy TAKIM otoczeniu i nie zabierze się ze sobą psów, ani zmartwień o stan szczurów po moim powrocie (niestety dokarmiania ich nie da się zwalczyć) czy też obawy o Jimma, chodzącego za mną i ze mną wszędzie (niezależnie od tego, czy poświęcam mu uwagę), ale pojechałam i trochę od wszystkiego odpoczęłam. Zatęskniłam, przemyślałam, wróciłam z nowym zapałem, bo mimo "świętego spokoju", to jakoś tak nudno, kiedy nikt nie podnosi ciśnienia i wszyscy są grzeczni :>
Ale, oczywiście, spacerowaliśmy ile się tylko dało! Jimmy miał okazję do poznawania przede wszystkim nowych ludzi (i udowodnił, że nie jest taki nietowarzyski, jak mi się wydawało) i paru psów (tutaj bez zmian, albo nie da do siebie podejść, albo olewa, rzadko polubi). Ze 'stanem umysłu' bywa różnie, J często jest nieobecny i ciężko do niego dotrzeć - wciąż "z głową w chmurach" (nie wymaga tłumaczenia, jeśli ktoś chociaż raz miał okazję go spotkać), ale pogodziłam się już z tym, że nigdy nie będzie to zwierzak o silnej i stabilnej psychice. Jednak widzę pewien postęp - chociaż pies słysząc strzały (co zresztą zaczęło się już miesiąc temu - nie pojmuję jaką w tym można widzieć rozrywkę...) tradycyjnie nie wiedział gdzie się podziać, a stresu i strachu było bardzo dużo, to kiedy minął najgorętszy moment, uspokoił się nieporównywalnie szybciej, niż rok temu. Ciężko uznać jego stan za totalny chillout, ale chociaż nie zabunkrował się pod choinką czy stołem na całą noc i ranek, a nawet dał się namówić następnego dnia na wyjście z domu. Co do Bony, to odkąd pamiętam miała wszelkie hałasy i strzały w głębokim poważaniu, na szczęście po dziś dzień się to nie zmieniło. Świadomość, że chociaż jeden z moich psów jest totalnie wyluzowany i nie ma z tym problemu zawsze podnosi mnie na duchu, szkoda tylko, że nie udziela się to Jimowi... Ten rok był po prostu "w porządku" - mogło być gorzej, lepiej na pewno też. Na szczęście pod kątem zdrowia, poza pewnymi przypadkami, był naprawdę szczęśliwy. Czy mam jakieś postanowienia i plany w związku z nowym? Hm, niespecjalnie. Po dzisiejszej sesji sztuczkowej stwierdziłam jednak, że będziemy częściej robić coś tego typu, by Jimo nie utracił chęci do pracy. W tym roku zaczęliśmy trochę obikować - ciężko to nazwać trenowaniem, ale muszę przyznać, że pies pozytywnie zaskoczył mnie zapałem do wykonywania ćwiczeń wymagających trochę więcej skupienia, więc chcę to kontynuować. Poza tym, w 2015 zamierzam częściej sięgać po dyski, chociażby po to, by poćwiczyć rzuty - Jimmy świetnie sprawdza się w roli "sprzątającego" pole :)
I chyba najważniejsze - z okazji nowego roku życzę sobie - i wszystkim, którzy mają podobny problem - przede wszystkim dużo, dużo, dużo optymizmu, uśmiechu, motywacji do działania i siły, kiedy będzie źle.
Na koniec wstawiam piękną foteczkę autorstwa A. Zmysłowskiej.
Swoją drogą, chociaż bloga aktualizuję sporadycznie i nie piszę tutaj o niczym ważnym, to całkiem miłe, że przybywa nam obserwatorów :)